Zobaczyć choć raz zorzę polarną – to chyba marzenie każdego podróżnika. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że na to nie liczyliśmy, kiedy podjęliśmy decyzję o zimowym wyjeździe za szwedzkie koło podbiegunowe. Ujrzenie pięknej, kolorowej wstęgi wijącej się na niebie i uwiecznienie jej na fotografii stało się jednym z celów naszej wyprawy. Mieliśmy być na północy Szwecji tydzień, więc dlaczego miałoby nam się nie udać? Nie wiedziałam, jak bardzo się myliłam biorąc to za pewnik.
Byliśmy idealnie przygotowani do naszego pierwszego spotkania z zorzą: przed wyjazdem przeczytaliśmy dziesiątki internetowych poradników na temat fotografowania zorzy, zaopatrzyliśmy się w statyw fotograficzny, niezbędny podczas robienia zdjęć z długim czasem naświetlania (każde najdrobniejsze poruszenie spowoduje rozmazanie obrazu), zakupiliśmy specjalną odzież termiczną, chemiczne ogrzewacze oraz termosy, które miały nas grzać podczas długich godzin oczekiwania na mrozie na niezwykły spektakl natury. Na kilka tygodni przed wyjazdem zainstalowaliśmy w naszych telefonach darmową aplikację Northern Eye Aurora. Analizuje ona wskaźniki dotyczące aktywności słonecznej (szybkość, gęstość i prędkość wiatru słonecznego) oraz aktualne warunki pogodowe i pozwala przewidzieć szanse na zobaczenie zorzy w danym miejscu nawet na kilka dni do przodu. Pomoc w postaci takiej aplikacji szczególnie się przydaje w przypadku samodzielnego polowania na zorzę.
Czym jest zorza i jak powstaje?
Zorza polarna jest zjawiskiem świetlnym, którego źródło leży w aktywności słonecznej. Na Słońcu nieustannie dochodzi do wybuchów i rozbłysków, w trakcie których w przestrzeń kosmiczną wyrzucana jest ogromna ilość cząstek o wysokiej energii. Jest to tak zwany wiatr słoneczny. Kiedy cząstki docierają do Ziemi, tworzą spiralę wokół jej biegunów magnetycznych i tam też zderzają się z cząsteczkami atmosfery. Uwolniona przy tym energia świetlna widoczna jest w postaci zorzy polarnej. Ze względu na zróżnicowany skład atmosfery oraz wysokość, na której dochodzi do zderzenia cząstek, zjawisko to przybiera różne kolory. W zależności od tego, z atomami jakiego rodzaju gazu zderzą się cząstki elementarne, zorza świeci na zielono albo czerwono (tlen), niebiesko lub fioletowo (wodór i hel), żółto (mieszanina azotu i tlenu) lub też w kolorach purpury i bordo (azot). Jej kształty mogą być przeróżne – od łuków poprzez promienie, pasma, serpentyny i draperie.
Kiedy i gdzie można zobaczyć zorzę?
Cudowny taniec wielobarwnych świateł można zaobserwować głównie za kołami podbiegunowymi – zarówno na półkuli północnej, gdzie zorzę określa się łacińską nazwą Aurora borealis, jak i na półkuli południowej, gdzie nazywana jest Aurora australis.
Najbardziej sprzyjający czas na obserwację tego magicznego zjawiska to późna jesień i zima (od września do końca marca), chociaż w teorii zorza występuje przez cały rok. W miesiącach zimowych, gdy panuje noc polarna i jest najciemniej, jest ona najlepiej widoczna, natomiast latem, kiedy za kołem podbiegunowym jest dzień polarny i słońce świeci przez całą dobę, z oczywistych względów, nie ma najmniejszych szans na jej zobaczenie.
Prawdopodobieństwo, że zorza nam się ukaże, zwiększa się wraz z aktywnością słońca. Silna aktywność słoneczna nie jest jednak gwarantem powodzenia – konieczne jest jeszcze bezchmurne niebo.W przypadku dużego zachmurzenia nie uda się nic zobaczyć, gdyż zorza tworzy się ponad warstwą chmur.
Zakładając jednak, że warunki pogodowe do polowania na zorzę są optymalne, warto wybrać się za miasto, w jakieś w ciemne miejsce. Z dala od zabudowań miejskich i sztucznego oświetlenia będzie można podziwiać ją w pełnej krasie, a światła miejskie niestety zmniejszają intensywność zorzy i utrudniają jej fotografowanie.
Jak upolować zorzę?
Polowanie na zorzę jest trochę jak zabawa w ciuciubabkę – chociaż alert zorzowy przy dobrych warunkach atmosferycznych pokazuje, że szanse na powodzenie są duże, nie wiemy gdzie, kiedy i na jak długo zorza się pokaże. Czasami można czekać godzinami i nic, a czasami pojawia się od razu. Jaki jest zatem optymalny sposób, żeby zobaczyć to fascynujące zjawisko? Opcji jest kilka, wszystko zależy od zasobności naszego portfela, czasu, który mamy do dyspozycji oraz naszej cierpliwości i wytrwałości.
Większość osób decyduje się na wykupienie wycieczki u firm specjalizujących się w poszukiwaniach zorzy polarnej. Zapewniają one transport, opiekę doświadczonych przewodników, a także często dodatkową odzież chroniącą przez zimnem. Trzeba jednak pamiętać o tym, że udział w takiej wycieczce nie daje gwarancji na ujrzenie zorzy – wszystko jest zależne od przyrody i naszego osobistego szczęścia.
Inną opcją jest samodzielne wynajęcie samochodu i udanie się kawałek za miasto. Jeśli zorza nie jest widoczna od razu, warto się przemieszczać i jej szukać. W przypadku braku auta też nic straconego – wystarczy wybrać się piechotą na rogatki miasta i czekać 😉
Spotkanie z zorzą
Jak już Wam wspomniałam, przed naszym wyjazdem do Szwecji byłam bardzo optymistycznie nastawiona w kontekście powodzenia naszej misji zobaczenia zorzy. Wątpliwości pojawiły się zaraz po przybyciu do Kiruny, kiedy wnikliwie przestudiowałam wszystkie wpisy w księdze gości u naszego gospodarza i zauważyłam, że tylko jedna osoba na kilkanaście, które przyjechały tu w okresie jesienno-zimowym, widziała zorzę! Czyżby miały pecha, a może nie były zbyt wytrwałe? Ja byłam!
Naszego pierwszego wieczoru w Kirunie niebo było całe zasnute chmurami i padał śnieg. Pomyślałam sobie: „trudno, mamy jeszcze kolejnych 5 szans”. Na następne dwa dni mieliśmy zarezerwowany samochód, a na wieczory zaplanowane wycieczki za miasto w celu poszukiwania zorzy.
Zarezerwowaliśmy między innymi bilety na nocny wjazd wyciągiem na punkt widokowy w obserwatorium Aurora Sky Station w Abisko, które jest usytuowane na górze Noulja w Parku Narodowym Abisko, 900 metrów nad poziomem morza (więcej przeczytasz TUTAJ). Obserwatorium reklamuje się jako jedno z najlepszych na świecie miejsc do obserwowania zorzy polarnej, ze względu na występującą tu “niebieską dziurę” – kawałek nieba, który ponoć zawsze jest bezchmurny. Niestety nie mieliśmy szczęścia. Nasze nadzieje topniały z godziny na godzinę, wprost proporcjonalnie do coraz większej ilości śniegu, która padała z zachmurzonego nieba. Poddaliśmy się całkowicie, kiedy nie było już widać nawet księżyca. Podczas gdy nasze marzenie prysło jak bańka mydlana, nam przyszło w smutnych nastrojach wracać z powrotem do Kiruny. Droga na trasie Abisko-Kiruna, którą pokonywaliśmy po raz drugi tego samego wieczoru (łącznie około 200 kilometrów w dwie strony), ciągnęła się niemiłosiernie.
Nasz pech utrzymywał się przez kolejne dwie noce – wciąż padało! W międzyczasie musieliśmy oddać auto. Totalna katastrofa! Do dyspozycji mieliśmy już tylko własne nogi.
Przedostatniej nocy w Kirunie w końcu przestał padać śnieg, a niebo trochę się przejaśniło i chmur było znacznie mniej. Alert zorzowy pokazywał 34% szansy! Podczas gdy moi panowie po całym dniu pełnym wrażeń – zwiedzaniu lodowego hotelu i przejażdżce psimi zaprzęgami – oddali się w objęcia Morfeusza, ja postanowiłam po raz kolejny spróbować szczęścia w polowaniu na zorzę.
Wyruszyłam na piechotę na obrzeża miasta, na pole namiotowe Camp Ripan, skąd można często zaobserwować Aurorę. Szłam i szłam, a zorzy jak nie było, tak nie było. Stwierdziłam, że nie będę stała w miejscu na mrozie, więc z Camp Ripan ruszyłam dalej. Przeszłam kawałek przez las i zaczęłam się wspinać po zboczu góry Luossavaary. Kiedyś pozyskiwano z tego miejsca rudę żelaza, a obecnie znajduje się tu stok narciarski oraz ścieżka turystyczna Midnattsolstigan. Dookoła mnie była totalna cisza. Moją drogę oświetlał tylko i wyłącznie księżyc, ale nie było ciemno, bo jego blask odbijał się w śniegu. Mróz szczypał w policzki i mroził palce u rąk, a ja nie wiedziałam, czy iść dalej, czy zawracać, bo dochodziła już północ. Niespodziewanie dostrzegłam punktowe światło wyłaniające się zza góry, jakby zaświecił jakiś reflektor. Ten błysk światła wydał mi się dziwny, bo po chwili zaczął się wić niczym dym i rozlewać po całym niebie. Z początku blady i skromny, a wkrótce intensywny i coraz bardziej wpadający w seledyn. W tym momencie nie miałam już wątpliwości – byłam świadkiem ekscytującego pokazu mocy natury. Stałam jak zahipnotyzowana, zapominając o zimnie, zmęczeniu i dreszczyku emocji pomieszanym ze strachem, że zapuściłam się tak daleko sama w środku nocy.
Kolejnego wieczoru znów zapragnęłam ujrzeć magiczny taniec zorzy na niebie. Zła passa została w końcu przełamana, więc liczyłam na to, że po raz kolejny się uda. Tym razem na podziwianie cudownego spektaklu niebios wybraliśmy się w komplecie. Ledwo wyszliśmy z domu, gdy nad miastem ukazało się kilka wijących się po nieboskłonie zielonych wstęg. Nie mogliśmy wprost uwierzyć w nasze szczęście! Mimo wszystko postanowiliśmy udać się w miejsce, które znalazłam poprzedniego wieczoru, aby pośród przyrody zachwycać się imponującym pięknem zorzy.
Od tamtej pory zorza wielokrotnie śniła mi się po nocach, a ja zaczęłam marzyć o naszym następnym spotkaniu. Kto wie, być może następnym razem zatańczy dla mnie w innych kolorach?
0 Comments
Fascynujące zjawisko. Sama chciałbym kiedyś to zobaczyć. Przepiękne zdjęcia.
Chociaż jestem ciepłolubna, to przyznam, że coraz częściej myślę o podróży na koło podbiegunowe 🙂 Przepiękne zjawisko ta zorza 🙂
Fascynujące zjawisko
piękny tekst
Widok zapewne bezcenny.
Niesamowity widok… i trochę jak wygrana na loterii 🙂
Przyznam, że na codzień nie interesuję się astronomią, ale fakt, zjawiska, które dzieją się w kosmosie potrafią być zachwycające.
kuferkulturalny.blogspot.com
Co za cudowne widoki ? Chciałabym kiedyś zobaczyć zorzę, wszystko przede mną ?
Mój mąż do dziś z rozrzewnieniem wspomina zorzę w Norwegii.
Ja mam nadzieję że uda mi się ją upolować. Chociaż znając swoje zezowate szczęście
Zorza polarna musi być piękna! Zobaczenie jej na żywo to na pewno wielkie przeżycie 😉
Super zjawisko. Podczas mojego (jakże udanego) pobytu na północy Finlandii widywałem je dość często… naprawdę warto je choć raz w życiu zobaczyć… Jak sobie przypomniałem temperaturę to aż mi się zimno zrobiło…
Ale chciałabym zobaczyć zorzę
Mam wrażenie, że za każdym razem coraz bardziej zachwyca. 🙂
Aż ciarki człowieka przechodzą. 🙂
Co za widok <3 Piękne 🙂
Cudowny post. Nie jestem podróżniczką, ale moim marzeniem jest zobaczyć zorzę na własne oczy. Coś pięknego!
Widok zorzy polarnej jest marzeniem nie tylko każdego podróżnika 🙂 cudowny widok <3
O matko jestem zachwycona… Faktycznie marzenie jest takowe zobaczyć !
Ileż ciekawych rzeczy się dowiedziałam, a widok zorzy bezcenny. Zazdroszczę takiej przygody ?
Moim marzeniem jest zobaczyć kiedyś zorzę <3
Zorza polarna piękne zjawisko. Piękne zdjęcia.
Mam nadzieję, że kiedyś uda mi sie te cuda na niebie zobaczyć na żywo 😉
chciałabym kiedyś zobaczyć zorzę 🙂
Piękne zdjęcia.
Zorzy polarnej nigdy nie zobaczę na żywo, ale na Twoich zdjęciach wygląda ona bajecznie.
Pozdrawiam
Interesujące zjawisko, chciałabym zobaczyć na żywo zorzę. 🙂
Zobaczenie zorzy jest i moim marzeniem – tym bardziej, że Skandynawia bardzo mnie przyciąga!
Spektakl takiego zjawiska nie zapomina się, obraz i emocje pozostają już na całe życie. 🙂
Cudowne zjawisko , chcialabym zobaczyc na żywo, bo jest piękna!
Super zjawisko chciałabym móc kiedyś to zobaczyć na żywo.
Zdecydowanie marzenie kazdego podroznika! Ciesze sie, ze sie do konca nie poddalas i wytrwale szukalas. Nagroda byla piekna! ?
Niesamowity widok! Zazdroszczę Ci, że mogłaś zobaczyć zorzę na żywo. Ja raczej nigdy nie będę miała takiej okazji.
Nigdy nie marzyłam o tym by zobaczyć to zjawisko. Ale teraz jak zobaczyłam na zdjęciu to też mam takie marzenie 🙂
Ale zazdroszczę to jedno z nielicznych miejsc które bardzo chciałabym znależc na swojejmapie podrózy w najbliższym czasie 🙂
Chciałabym kiedyś zobaczyć 🙂
Cudowne 🙂 Zawsze marzę o tym, aby kiedyś zobaczyć zorzę a co dopiero sfotografować 🙂 Super, że spełniłaś swoje marzenie!
Fascynująca przygoda 🙂 🙂 powiem Ci ze post napisany super do samego końca trzymałaś mnie w napięciu czy Ci się uda zabaczyć zorze czy nie 🙂 🙂 super, że Ci się udało 🙂
piękne fascynujące zjawisko
Uwielbiam zorze polarną. Niestety nigdy nie widziałam jej na żywo, ale jest to niesamowite zjawisko.