Ci, co mnie dobrze znają, wiedzą, że lubię ciszę, spokój i odpoczynek na łonie natury. Pusta plaża nad morzem czy jeziorem, szumiący las, bezkresne łąki – tam najlepiej wypoczywam od codziennej pracy, obowiązków i wyzwań.
Przygotowując się do wakacyjnego wypadu z dzieckiem w Bieszczady wiedziałam, że nie damy rady każdego dnia wspinać się w górach. Dlatego też, jeszcze przed wyjazdem, poszukiwałam informacji o innych atrakcyjnych pod względem przyrodniczym miejscach w tym rejonie Polski, do których moglibyśmy się udać w przerwie pomiędzy górskimi wędrówkami.
I tak odkryłam dla siebie Jeziorka Duszatyńskie, nietypowe pod względem genealogicznym, ponieważ powstały w wyniku osunięcia się mas ziemnych i warstwy skał z masywu Chryszczatej. Materiał z osuwiska zatamował przepływ wody w potoku Olchowaty, w wyniku czego doszło do utworzenia trzech jeziorek – największych osuwiskowych jeziorek w Beskidach na terenie Polski. Jeziorka są stosunkowo młode – do zdarzenia doszło zaledwie w 1907 roku. Z trzech Jeziorek Duszatyńskich ostały się do czasów obecnych jednak tylko dwa – Górne i Dolne, które stanowią dziś część rezerwatu przyrody „Zwiezło”. W okresie międzywojennym hrabia Stanisław Potocki, ówczesny właściciel terenu, kazał spuścić wodę z trzeciego jeziorka, najmniejszego, aby łatwiej było wyłowić bytujące w nim pstrągi.
Do Duszatyna najlepiej dojechać drogą prowadzącą przez Komańczę i Prełuki (wyremontowano ją w 2017 roku). Kiedyś, jeszcze w XV wieku, Duszatyn był dumną wsią królewska lokowaną na prawie wołoskim. Dziś to niewielka osada leśna, gdzie znajduje się leśniczówka, działa pole namiotowe i bar „Dusza Jeziorek”. W barze dużego wyboru w menu nie ma, ale można się w nim posilić i nabrać sił przed wyruszeniem w trasę lub odpocząć chwilę po wędrówce. Obok baru znajduje się dość duży parking, gdzie zmotoryzowani mogą zostawić auto. Szlak do Jeziorek Duszatyńskich zaczyna się kilkadziesiąt metrów dalej, przy kapliczce z żeliwnym krzyżem, ustawionej tuż przy drodze (szlak czerwony).
Szlak początkowo prowadzi szeroką leśną drogą, a później ścieżką wijącą się coraz wyżej przez las. Kilkukrotnie drogę przecinają potoki – te mniejsze udaje się bez problemu przejść „suchą stopą”, te większe możecie spróbować przekroczyć skacząc po kamieniach lub zdejmując obuwie i przechodząc przez nie boso. Woda jest rześka, więc nieco się ochłodzicie w upalny letni dzień. Po 1,5 godzinnej wędrówce dotarliśmy do celu. Jeziora otoczone są gęstym bukowym lasem. Gałęzie drzew odbijają się w tafli wody, dzięki czemu latem wydaje się, że jeziorka mają niesamowitą zieloną barwę. Jesienią z kolei można podziwiać las i jeziora w cudownych rudo-złocistych barwach. W toni wodnej widać korzenie i pnie drzew zniszczonych przez osuwisko. Cisza i magia tego miejsca działają wyjątkowo uspokajająco. Chwilę kontemplujemy to miejsce, zapoznajemy się historią powstania jezior na tablicy informacyjnej ustawionej przy górnym jeziorze (stoi tam również kamień upamiętniający 100-lecie powstania jeziorek) i ruszamy z powrotem w dół. Droga powrotna jest dużo szybsza – po niecałej godzinie jesteśmy już na parkingu.
Gdy będziecie w Bieszczadach zarezerwujcie sobie trochę czasu na odwiedzenie tego wspaniałego miejsca. Przy okazji możecie spod jeziorek pójść dalej szlakiem czerwonym na Chryszczatą, czego my już nie zdążyliśmy zrobić. Następnym razem – przynajmniej jest pretekst do powrotu w te strony 😉